poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nocą.

Siedzę sobie sama wśród tej milczącej ciszy, z podkurczonymi nogami, otulona miękkim, polarowym kocem i nie istnieje nic prócz mnie właśnie. Wszystko wokół pogrążone w błogim śnie, nawet ten porcelanowy kubek zdaje się być nieobecny.
A ja - a ja odsuwam coraz dalej od siebie moment, w którym dane mi będzie zaznać namiastki krainy niekończącej się (nie)szczęśliwości. Siedzę sobie sama, samiutka i bynajmniej nie, jak palec, samiuteńka ja, napawam się tą samotnością, ciszą i tą pustką, która mnie w tej chwili otacza i wpełzając przez uszy, rozsiewa wewnątrz ten sucho milczący klimat. Staję się puściutka i zupełnie krucha, niczym wydmuszka z jajka na Wielkanoc. Jakby zawieszona w jakiejś gęstej przestrzeni, w jakiejś przemoczonej, choć suchej, wacie. I siedzę sobie tam po turecku, wisząc w powietrzu, wirując i kręcąc się, kręcąc się nieprzerwanie.
Siedzę sobie sama wśród piszczącej ciszy, bojąc się sięgnąć po wystygłą już herbatę, bojąc się zrobić niewielki ruch, w obawie, że wszystko się za chwilę obudzi. I będzie patrzeć na mnie z przekąsem, pytając, dlaczego wyrwałam ich ze snu, burząc wszystko, co tam widzieli i nie pozwalając im przeżyć tamtych wydarzeń do końca.
Siedzę sobie więc dalej, czekając na przypływ odwagi, samiutka, tuląca kolana.

(Wpadło mi to cudo w uszko i wypaść nie chce: http://www.youtube.com/watch?v=cx7LM_V2Qkw)


środa, 24 kwietnia 2013

Wypompowawszy.

Czuję się tak, jakbym miała za chwilę wznieść się w powietrze i szybować nad rozległymi polami, łąkami, pustyniami i morzami - ale coś mnie powstrzymuje, nie mogę w pełni się temu oddać. I nie mam tu na myśli tak oczywistych rzeczy, jak grawitacja. Moje fruwanie byłoby dość metaforyczne, choć realnie odczuwalne. Fruwałabym, nie unosząc się ani trochę z ziemi, nie latałabym ciałem.
Ale chyba mam przywiązane serce.

Wsiąknęłam w tę książkę całkowicie. Jestem pewna, że czytając ją w jakimś gwarnym tłumie, czułabym się tam zupełnie odizolowana, samiutka, przeniesiona w świat tej opowieści. Kocham takie książki. Dopiero zaczęłam czytać, ale jestem przekonana, że będzie dla mnie szalenie ważna. Jest malutka. Idealnie mieści się w mojej otwartej dłoni, a kartki są zupełnie żółte, podniszczone, lekko potargane i wypadały. Ale je posklejałam taśmą, żeby innym lepiej się czytało (mnie też). Mam nadzieję, że gdy skończę, będę równie zachwycona, co teraz - albo bardziej.  Wspomnę jeszcze o niej, gdy przewrócę ostatnią stronę.

Lubię czuć. Czasem myślę, że chciałabym odciąć ten kabelek przewodu emocjonalnego, bo pewnie byłoby łatwiej w niektórych sytuacjach, ale w gruncie rzeczy, wszystkie uczucia są niesamowicie fascynujące. I naprawdę dobrze jest je mieć. Kto ma jakieś wątpliwości, powinien sięgnąć po książkę Nowy wspaniały świat Huxleya (gdzie uczuć nie było), bo być może przerazi się w podobnym stopniu, jak ja. Czytałam ją parę lat temu i uwielbiam całym swoim serduszkiem. Straszna wizja świata i ludzkości, co gorsza - mam wrażenie, że zaczyna być coraz bardziej aktualna dzisiaj.
Wracając - ja w ogóle uwielbiam się zachwycać i zadziwiać. Często sprawami, które są najzwyklejsze w świecie. Kiedyś, na przykład, z radością i szczerym zdziwieniem, stwierdziłam, że ludzie mają nosy. Przezabawne spostrzeżenie! Nie wiem, być może jestem stuknięta albo cofnęłam się do poziomu parolatka, którego wszystko wokół zdumiewa, ale dobrze mi z tym. Jakoś mi tak cudownie miło, kiedy mogę zachwycać się tym, że trawa jest zielona albo że masło można rozsmarowywać na chlebie. Naprawdę.

środa, 17 kwietnia 2013

Oko-ło.

Moja kotka jest przesłodka. Siedziała sobie na podłodze w kuchni, ja przygotowałam śniadanie, nalałam do szklanki gorącej herbaty, podeszłam do okna, by trochę porannego chłodu orzeźwiło moje zaspane ciało i duszę, już chcę siadać na krzesło - a tam co? Kociak!    Szczęście, że nie usiadłam z rozmachem, bo bym była ją przygniotła. A mam czym!  
Tym razem, mój dzisiejszy dzień był jakiś troszkę okropny. Wstałam 15 minut za późno, nie ujrzałam słonecznych promieni, gdy odsłoniłam rolety, nie udało mi się jajko na miękko i w ogóle wyszłam z domu ze skwaszoną miną. Dopiero tam mi ulżyło, bo zdałam sobie sprawę, że cudownie czuć bliskość chodnika przez podeszwy letnich butów. Zapowiadają deszcze, więc wiosna może wreszcie rozkwitnie!
Wracając do domu, spotkałam dwójkę dzieci na rowerach. Chłopiec pokazywał dziewczynce, jak potrafi hamować, by zostawić ślad na chodniku. Na co ona zachwyciła się uroczo i poprosiła o powtórkę. A mnie serduszko zmiękło i ledwo się powstrzymałam, by nie podejść i nie poczochrać im serdecznie czupryn. Przekochane.
Przy okazji, zachciało mi się przejażdżki rowerowej. Chyba wybiorę się niedługo, bo czas rozruszać kości! I poczuć ten wiatr we włosach, pędzić wśród szumu drzew. Albo zarzucić nogi na kierownicę, podczas zjazdu z górki! Oj, tęskni mi się. 
Mój organizm domaga się uzupełnienia ilości snu! I robi to zupełnie bezczelnie, bez ogródek i wprost. A mnie czasem nie wypada siedzieć z zamkniętymi oczami. Trochę to niezręczne, gdy chcę posłuchać, co mają ludzie do powiedzenia, a moje powieki nagle ważą milion ton i pragną się wyprostować na gałce ocznej. Podejrzewam, że zapałki również nie dałyby rady ich powstrzymać.
Idę, zrobię swoim oczom prezent w postaci wydłużonego o pół godziny wypoczynku! Może będą mniej złośliwe.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Słońce, cynamon i listy.

Jest tak zachwycająco pięknie na zewnątrz, że spacerując, mam ochotę pozbyć się wszelkiego ubrania i biegać po polnych łąkach. Niestety (!) mój rozsądek jest dzisiaj silniejszy i podpowiada mi, że ja przecież nie lubię chorować. Taka pogoda jeszcze może być złośliwa. Mimo, że jest cudnie. Przewspaniale widzieć to słońce przez prawie 14 godzin! Nie ma śladu po paskudnym śniegu i tylko chłodny wiatr przypomina, że to jeszcze nie upał. No i drzewa, rzecz jasna! Na razie straszą pustymi badylami.
Zachwycam się swoim zachwytem nad pogodą. Zresztą, on jest chyba zupełnie usprawiedliwiony i zrozumiały, przez tyle miesięcy bez słońca, miałam prawo zatęsknić! 
Zdążyłam się również stęsknić za swoim specjałem, którym są kruche ciasteczka z brązowym cukrem i cynamonem! Są tak genialnie proste w wykonaniu, że robienie ich to sama przyjemność. A jeszcze większą jest ich jedzenie! Staram się nie piec ich zbyt często, bo bardzo bym nie chciała, żeby się znudziły. Podejrzewam, że paskudnie bym to zniosła, tak wewnętrznie. Więc od kilku dni przeglądam różne strony z przepisami, w poszukiwaniu czegoś ciekawego, pysznie wyglądającego i niezbyt wymyślnego, żebym nie musiała specjalnie latać, nie wiadomo gdzie, po składniki. I natrafiłam na ciasto marchewkowe! Nigdy takiego nie jadłam, więc może warto spróbować, bo wygląda smakowicie (http://www.okuchnia.pl/ciasto-marchewkowe-ze-stracciatella-z-serka-mascarpone-i-gorzkiej-czekolady/). Uwielbiam piec słodkości. Mój mąż będzie miał ze mną słodkie życie! 
Szukając mojego ulubionego zeszytu, znalazłam stare listy. Rany, dlaczego teraz nikt nie pisze listów! Przecież to cudowne (cóż z tego, że to mniej wygodny i bardziej długotrwały sposób przesyłania wiadomości). Dużo piękniejsze niż pisanie na komunikatorach czy za pomocą poczty elektronicznej. Sama uwielbiam wspominać i często zdarza mi się czytać archiwum. Ale teraz, czytając te listy, stwierdzam, że nawet nie ma sensu tego ze sobą porównywać. Zupełnie inny klimat, wspaniały! Czasem jestem taka sobie właśnie starodawna.
Szukam we wszystkim inspiracji. Mam ochotę widzieć wszystko w kolorowych barwach, zero smutków. Czasem cudownie jest się cieszyć z małych rzeczy, błahostek i innych pierdół. Na przykład dzisiaj, wracając do domu, podałam chłopcu piłkę, a on mi w podzięce przesłał przesłodki uśmieszek - jestem wspaniała. Nic, tylko mnie zacząć wielbić. Dzisiaj też znalazłam kapselek od Tymbarka, gdzieś w swoich szpargałach, z napisem: wszystko to pestka.  I jaki to wspaniały zbieg okoliczności. Bo to prawda. Czasem jest źle, ale przecież wszystko się w końcu ułoży. Musi.

"Przestań się bać, nie chowaj głowy w piach,
żyj, bo życie to najlepsze, co mogłeś dostać!"

Buziaczek prosto w nosek.

sobota, 13 kwietnia 2013

Dzień dobry.

Cóż za cudowny dzień! W życiu bym się nie spodziewała, że taki będzie, po wczorajszej nocy.  Mimo, że kładłam się właśnie z takim postanowieniem, to nie wierzyłam, że się spełni. Od dzisiaj będę zmuszona wierzyć sobie bardziej.
Dawno nie byłam tak pozytywnie nastawiona. Mam nagle tyyyle planów! Czuję, że mogę zrobić tak wiele rzeczy.  Dobrych rzeczy.
W poniedziałek wracam do normalnego życia. Chciałam napisać, że wreszcie, ale przecież ja się wcale na tę myśl nie cieszę. Dobrze mi się spało do dwunastej. Cudownie dobrze!
Ale są też plusy. Będę mogła prawdziwie nacieszyć się wiosną. Nie tylko przez okno. Właśnie pada wiosenny deszcz. Jest tak żółtawo, ciemne chmury kończą się nad horyzontem i widać jasne niebo. Ślicznie. Ale lunęło! Stęskniłam się za tym dźwiękiem. Jest zupełnie inny niż zimą i jesienią. Słychać w nim nadchodzące ciepłe dni.
Och, Boźu, jakie to życie może być wspaniałe. Wczoraj zmarnowałam godzinę i mnie teraz szczypią oczy.
Poprzytulam kotka, poczytam i posiedzę na balkonie. Miłego dnia. 
_______
23:01

Jestem tak cudownie rozczulająca dzisiaj, że aż bym się sama uściskała. Taka jestem w tej chwili urocza, że aż to ze mnie wypływa. No, po prostu, ach.